środa, 6 lutego 2013

12. "Porozmawiajmy o..." - Odcinek pierwszy: śmierć

Zauważyłam, że paskudnie brak mi systematyczności we wpisach na tym blogasku. Dlatego też postanowiłam wprowadzić cykl wpisów "Porozmawiajmy o..." - nie ukrywam, liczę na aktywację odwiedzających, bo wpisy mają być dyskusją, a nie popisem mojego wątpliwego krasomówstwa. 
Wpisy z cyklu "Porozmawiajmy o..." pojawiać się będą raz w miesiącu i  dotyczyć będą różnych spraw - określonych gatunków filmowych, aktorów, aktorek, reżyserów, tematów. Wpisy polegają na zestawieniu  pięciu, maksymalnie dziesięciu, obrazów, które coś ze sobą łączy. Jak widać zaczynamy od tematu raczej klasycznego, czyli od rozmowy o  sposobie, w jaki filmowcy pokazują nam śmierć. Po wczorajszym filmie, który umieranie bohaterów pokazywał w sposób wybitnie nieudany, moja odeśmiana dupa szybuje sobie jeszcze nad ljubljanskim zamkiem, dlatego taki a nie inny wybór. 
Nie ukrywam, że dzisiejszy temat pokrywa się również z tematem mojej pracy licencjackiej, ale nie martwcie się, nie mam zamiaru zabić was opisem heroicznego umierania w jugosłowiańskich socrealach. 

W takim razie - let's get the party started! 
PS. SAME SPOILERY. SORRY, WINNETOU. 

1. Tom Hanks w "Szeregowcu Ryanie" 
Grający Millera Hanks umiera jak na bohatera przystało. Bo Miller jest bohaterski, prawy i zen do porzygu (prawie jak Cahir, że się tak odwołam do poprzedniej notki). Przyjmijmy, że fabułę "Szeregowca..." znacie, więc przejdę do konkretnej sceny : oddział Millera próbuje wysadzić most, by niemieckie Tygrysy nie mogły przejechać, ale nikomu się to nie udaje. Ludzie wokół giną sobie mniej lub bardziej bohatersko, mamy wybuchy i płonące miasto, jak na hollywoodzką produkcję przystało. Most niewysadzony, Amerykanie przewagi nie mają, ktoś musi uratować sytuację i tym kimś - wiemy to od początku - jest Miller. Niestety, nie udaje mu się sięgnąć detonatora, bo dostaje kulkę w prawe płuco. Doczołguje się zatem (o detonatorze zapominając) w okolice malowniczo ustawionego motocyklu (malowniczo, bo na tle płonącego budynku), bierze gnata w ręce i strzela do przejeżdżającego mostem czołgu. Strzela, strzela, by było dramatycznie, do ostatniej kuli w magazynku. Potem Tygrys wybucha - ale nie z powodu zajebistego heroizmu naszego bohatera, nie - nadlatuje wsparcie. Hanks nie umiera jednak byle jak, o nie, bynajmniej! On czeka aż przyjdzie do niego grający Ryana Matt Damon, by mógł mieć komu rzec ostatnie słowa. A potem wzrok mu mętnieje i nareszcie umiera. 
Żeby nie było nieporozumień - "Szeregowca Ryana" uwielbiam, uważam, że jest to film dobrze zrealizowany, ale na scenie śmierci Millera potwornie się zawiodłam, dlatego że ocieka patosem w sposób zupełnie niewskazany. To znaczy w taki, kiedy podczas seansu widz będzie miał wrażenie, że już to gdzieś widział.
Pojawienia się Ryana nie zniesę, więc macie ultra bohaterskiego Hanksa:


2. Edward Norton w "Malowanym welonie"
Cóż, Norton w tym obrazie umiera jeszcze bardziej dramatycznie niż Hanks. Ale Norton umiera w melodramacie, więc jest jakby usprawiedliwiony. Postać przez Nortona grana czyli Walter Fane, zaraża się cholerą. A co jest w tym jego umieraniu złe, przesadne lub groteskowe i jak się łączy z umieraniem Hanksa? Już spieszę z wyjaśnieniem:
Obrazy umierających ludzi John Curran serwuje nam już po 1/3 filmu, więc przyzwyczajamy się i w zasadzie kolejne ciała, i pogrzeby są przyjmowane przez nas, widzów, dość obojętnie. Niemniej jednak z tyłu głowy siedzi nam taka myśli, że coś się zbliża. Tym czymś jest śmierć Waltera, najsympatyczniejszej postaci w filmie (i wcale nie dlatego, że ma gębę Edwarda). Podobnie jak Hanks, Edward Norton z zejściem z tego świata czeka aż przy jego boku pojawi się grająca Kitty Naomi Watts. Watts przybywa, Norton decyduje się, że jego postaci zrobi się gorzej i bardziej dramatycznie, by Kitty mogła zrozumieć, że Walter jest miłością jej życia. Poza tym, wstawiając pełną uczucia mowę, wpędza ją w wyrzuty sumienia, podwójnie karząc ją za romans z Townsendem. 
A ja go absolutnie rozumiem, bo jak głupia musi być kobieta, że mając pod bokiem Nortona wybiera jednak Schreibera?!
No i nie znalazłam umierającego Nortona. Za to znalazłam parę creepy fanowskich filmików. Ludzie nie przestają mnie zadziwiać. 

3. Matthias Schweighofer w "Czerwonym Baronie" i Tom Hiddleston w "Czasie wojny" 
Dlaczego zestawiam te dwa filmy i tych dwóch aktorów razem? Bo w obu przypadkach tematem jest pierwsza wojna światowa i trollowanie widza. Na czym to trollowanie polega? Ano na tym, że ani w pierwszym, ani w drugim przypadku ta śmierć nie zostaje nam pokazana. Dowiadujemy się o niej post factum. 
O tym, że Czerwony Baron umrze wiedzą wszyscy, którzy choć trochę interesują się historią. I ja bardzo chciałam zobaczyć, czy twórcy filmu wątpliwości co do śmierci Barona rozwieją, ale oczywiście nic takiego nie dostałam. To, że bohaterowi przyjdzie umrzeć wiemy już na co najmniej 3 minuty przed informacją o tym fakcie. A reżyser mówi to nam za pomocą dramatycznego podkładu muzycznego, długich ujęć na poszczególnych pilotów z Cyrku (szczególnie brata Lothara) oraz na trÓ laverkę bohatera, Kate. Nasz Baron wsiada do samolotu i posyła laverce przeciągłe spojrzenie, a ona robi minę, jakby nagle rozbolał ją brzu... tfu! robi wielce wzruszoną minę, co świadczy o tym, że udaje, iż wcale nie będzie ryczeć i WTEM! wyciemnienie. Później dostajemy zbędną scenę, w której Kate przychodzi na grób Barona, by wyznać mu miłość (przy okazji jakiejś potwornie drętwej mowy, o tym, że była głupia, bo wcześniej mu tego nie powiedziała). Za każdym razem, gdy widzę tę scenę (a mam paskudny zwyczaj oglądania lubianych filmów tyle razy aż się nie nauczę niektórych kwestii) mam ochotę udusić reżysera.
Niemniej jednak bardziej mam ochotę mordować, kiedy oglądam "Czas wojny". Bo Spielberg strollował mnie trailerem (OMG, film o pierwszej wojnie! OMG film o kawalerzystach [mam niewyjaśnioną słabość do kawalerzystów i pilotów]! OMG Benny i Hiddles w jednym filmie!). A potem dostałam wszystkiego po pięć minut. Noż w mordę Jeża Kolczastego! Jak można widza tak strollować, kiedy idzie oglądać wspaniałych kawalerzystów we wspaniałych mundurach, a dostaje opowiastkę o przyjaźni i miłości do zwierząt?! Niby jest jeszcze fragment o walce w okopach, ale też krótki...
ALE ALE ja nie o tym. O śmierci Hiddlestona miałam mówić. No więc grany przez niego kapitan Nicholls ginie w boju, którego oczywiście nie widzimy, bo po co? Mamy naprawdę świetne ujęcie szarży (naprawdę, jaram się tymi trzema minutami), a później... Później ujęcia wyglądają tak:
karabiny szybkostrzelne za linią wroga-gęba Hiddlesa-karabiny szybkostrzelne- gęba Hiddlesa- odgłos wystrzałów-pędzący koń bez jeźdźca-CIĘCIE.
A później ktoś mimochodem mówi, że kapitan Nicholls pagib. No dobra, po scenie z koniem bez jeźdźca wiemy co się stało, ale niedosyt pozostaje.
Albo to ja jestem jakimś krwiożerczym monstrum.
Wstawiam scenę z "Czasu wojny", bo YT znów mnie trolluje i jeśli chce wam pokazać coś z "Czerwonego barona", to proponuje mi cały film.


4. Ktokolwiek w jakimkolwiek filmie Quentina Tarantino
Tu będzie krótko i na temat: Tarantino ze swoimi bohaterami się nie cacka. W większości giną, w mniej lub bardziej krwawy sposób. Oczywiście każda taka scena zawiera z reguły hektolitry sztucznej krwi i jest groteskowa, bo my, widzowie, doskonale wiemy, że to sztuczna krew. Dlatego strasznie mnie dziwi, że w internetach po premierze "Django" pojawiły się głosy, że komuś żal jest Lary i zginęła niepotrzebnie i w ogóle to nie wiadomo po co. JAK może być ŻAL kogokolwiek z filmów Tarantino? Toż w każdym jednym dąży się do tego, by zabić jak największą liczbę osób za jednym zamachem i żeby krew spływała po kamerach. 
Żeby nie trollować nikomu ani jednym urywkiem z "Django", wrzucam jedną z moich ulubionych scen z "Bękartów wojny", a właściwie samą jej końcówkę:


5. Ormianie w "Farmie skowronków"
Teraz mam czas wytłumaczyć, dlaczego moja odeśmiana dupa szybuje nad ljubljanskim zamkiem. 
"Farma skowronków" to film, który, według opisu dystrybutora, opowiada o rzezi Ormian w czasie I wojny. Temat niełatwy i interesujący, dlatego się na ten film skusiłam. Przebolałam nawet to, że jest włoski (musicie wiedzieć, że nie znoszę włoskich filmów. Są zbyt... teatralne). Przez pierwszą godzinę było jak najbardziej w porządku, przyzwyczaiłam się do teatralnej gry i tekstów rodem z telenoweli. Potem się okazało, że cały temat rzezi Ormian ogranicza się do Ormian z jednego miasta, zabitych na tytułowej farmie. Sceny te - może jestem potworem - rozśmieszyły mnie, bo oglądając ten film poczułam się, jakbym cofnęła się co najmniej 50 lat. Nigdzie nie znalazłam informacji, czy to produkcja telewizyjna, ale bardzo mocno ją o to podejrzewam. Bo jak mam się nie śmiać, kiedy widzę gościa, który teoretycznie powinien mieć odciętą rękę, ale tę łapę nieumiejętnie trzyma pod koszulą (i to tak STRASZNIE widać). Albo jak mam się nie śmiać, kiedy słyszę te wszystkie nienaturalne ślurpnięcia i krzyki zza drzwi (bo broń Pambu pokazać cokolwek drastycznego!), które ani trochę nie są okrzykami boleści? 
YT znów ma wszy i nie chce współpracować. Znaczy nie znajduje fragmentu filmu. Głupi YT
O "Farmie", będę mówić jeszcze w przyszłym miesiącu w następnym "Porozmawiajmy o...", więc skończę w tym momencie. 

Wiem, że wybór scen śmierci może wydawać się komuś ubogi, ale śmierć w filmie jest raczej schematyczna, często pokazywana tak samo, dlatego wybrałam 5 dla mnie najbardziej charakterystycznych: wojenną, melodramatyczną, niewidoczną, groteskową i nieudaną próbę. Jeśli znaleźliście jeszcze jakieś inne filmowe śmierci, napiszcie. Może coś się z tego jeszcze kiedyś skleci? 

Pozdrav, 


Edycja: Ironicznej Inwazji oberwało się fujowym fanpejdżem: http://www.facebook.com/SpoilerowniaCzyliWojnaBlyskawicznaWKotleBalkanskim 


4 komentarze:

  1. Kiedy przeczytałam, o czym będzie ta notka, przed oczyma stanęła mi śmierć bohatera granego przez Tarantino w "Django". Momentalnie. A że Tarantino się w notce pojawił, to trochę głupio pisać o nim po raz drugi...
    Moje typy (proszę wybaczyć głupie komentarze, spać mi się chce):
    1. Trollowanie widza w "Grze o tron"
    Zaczęłam swoją przygodę z tym tytułem od serialu i po scenie, gdzie umiera Ned Stark, poczułam się zrobiona w bambuko. Ej, był przecież jedną z głównych postaci, jakim prawem ginie?! Ale później się dowiedziałam, że to taki rewelacyjny pomysł Martina ("Kill'em All") i już się niczemu nie dziwię. Zwłaszcza teraz, kiedy czytam "Ucztę dla wron".
    2. Śmierć poprzedzona krzykiem Wilhelma
    Nie wyrabiam już, za każdym razem, kiedy słyszę ten krzyk i ktoś potem umiera, zaczynam się śmiać i przestać nie mogę.
    3. Anne Hathaway i Hugh Jackman w "Nędznikach"
    Genialne role. I przy okazji postaci świetnie umierają. Wydawało mi się to najbardziej naturalne, a o taką śmierć ciężko teraz w filmach.
    4. Ojciec Karola Wojtyły w "Karol. Człowiek, który został papieżem"
    Lubię ten film i nie wstydzę się do tego przyznać. Za każdym razem, kiedy ojciec Wojtyły umiera, zbiera mi się na płacz. Nie wiem, czemu.
    5. Głupia śmierć w "Kompanii braci"
    Zabij, nie pamiętam nazwiska postaci (coś na H) - wykrwawił się po tym, jak się niechcący postrzelił w nogę pistoletem zabranym martwemu Niemcowi. Oglądałam ten odcinek niedawno i mimo, iż trup tam ściele się gęsto, tego gościa było mi najbardziej szkoda. Bo zginął przez głupotę.
    Tyle. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O śmierci Hooblera (znam ich tam wszystkich na pamięć, a poza tym wczoraj oglądałam ten odcinek :D) nie pisałam specjalnie, tak samo jak o "Grze o tron", bo jeszcze będzie notka o serialach, więc sobie odpuściłam, bo mi się temat ścielącego się gęsto trupa powieli...
      "Nędzników" jeszcze nie widziałam, cholera :D
      "Karola" widziałam raz, zupełnie wypadł mi z pamięci, masz rację!

      Usuń
  2. Najbardziej patetyczne, a zarazem niezamierzenie komiczne sceny śmierci, jakie sobie w tym momencie kojarzę, występują w filmie Władimira Bortki "Taras Bulba". Film jest ogólnie cienki, ale finałowa bitwa zaporoskich Kozaków ze złymi Polakami przebija wszystko. Każdy z ważniejszych (nie będących statystami) Kozaków - każdy! - po otrzymaniu śmiertelnego ciosu wygłasza patetyczne przemówienie o wolności i ziemi ruskiej, i dopiero potem pada martwym plackiem. Po trzecim razie nie byłem w stanie zachować powagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja szczerze przyznam, że nie zdzierżyłam tego filmu, był straszny i nie obejrzałam go do końca.

      Usuń