sobota, 13 lipca 2013

28. Tom Rob Smith "Ofiara 44"

Dziś wpis krótki, o książce, po której nie spodziewałam się, że będzie choć w połowie tak dobra, jak okazała się być. Mówię wam, już nawet planuję zakup kolejnej części.

PS. NIEZAMIERZONE SPOILERY I OGÓLNA BEŁKOTLIWOŚĆ. ORAZ OGÓLNA NADAKTYWNOŚĆ  SPÓJNIKA "I" 




Proszę państwa, oto kryminał. Czym jest kryminał wszyscy wiemy. Ale to jest kryminał który ma fabułę jakby troszkę bardziej kryminalną. Tak ma jedną nóżkę bardziej. Do tego miejscem akcji jest ZSRR tuż przed i tuż po śmierci Wujcia Joe.

Głównym bohaterem jest funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego, Lew Demidow. Lew jest młody, obiecujący, wierzy w Partię i jej założenia, a do tego jest bohaterem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. I to takim, że pokazano jego fotkę w Prawdzie!

Niemniej jednak Ofiara 44 nie zaczyna się od opowieści o bohaterskim Lwie. Nie, ona się zaczyna od rodzajowej scenki z Ukrainy, z czasów wielkiego głodu. Dwóch braci poluje w lesie na kota. Jest stylowo, nastrojowo, aż tu WTEM! starszy z braci zostaje porwany. I CIACH, przechodzimy do Lwa. Bo okazuje się, że dziecko współpracownika naszego bohatera zostało zamordowane. Och, pardon, kazali mu powiedzieć, że zginęło przejechane przez pociąg. Ba, nasz bohater w to wierzy, bo co powiedziała władza to przeca rzecz święta. Po co w ogóle takie rzeczy sprawdzać?

Problem w tym, że władza kłamie, a system jest iwul i też kłamstwo ma u podstaw. Nasz Lew dowiaduje się o tym raczej bardziej boleśnie niż mniej, bo okazuje się, że odkrywa dawno odkrytą Amerykę - człowiek, którego aresztował okazał się w gruncie rzeczy niewinny. Ale tylko Demidow jest tu jedynym sprawiedliwym
i to widzi, a przecież protokół oraz norma dzienna się same nie wypiszą, wyrobią i co tam jeszcze. Żeby naszemu bohaterowi chwila zwątpienia nie uszła na sucho, Smith wymyśla mu śmiertelnego wroga - Wasilija, który jest takim wannabe-Lwem, tylko że ma brzydki charakter i w ogóle nie jest szlachetny ani bohaterski. A do tego pije i nie jest w połowie tak przystojny jak Lew. Wasilij w swojej chorej główce wymyśla plan pozbycia się Demidowa przy jego jednoczesnym upokorzeniu. Plan ten polega na próbie: władze oskarżają żonę Lwa, Raisę, o szpiegostwo i czekają, czy Lew ją zadenuncjuje. 

Jak myślicie, co zrobił nasz bohater?

Oczywiście, Lew ma dobre serduszko i kocha Raisę, więc nie zrobił tego, co mu władza kazała. Tak zaczyna się Przemiany Bohatera akt drugi, bo dziwnym trafem nie zostaje on skazany i stracony, a tylko zdegradowany i wysłany na prowincję. Okazuje się, że Wasilija plan jest wyjątkowo po wuju, bo miejsce, w które trafił Lew to czarny punkt - morduje się tam dzieci w ten sam sposób, w który zamordowano chłopca w Moskwie. 

Wtedy też na naszego bohatera spada więcej plag: 
1. Odkrywa, że państwo rzeczywiście kłamie, a morderstw w całym ZSRR było więcej, bo czterdzieści i cztery. No symbolika jak w mordę strzelił, Mickiewicz mi się na usta ciśnie i chcę krzyczeć: to Adam morduje! 
2. Wasilij czyha i dalej utrudnia mu życie, a poza tym nikt Lwu nie wierzy oprócz generała Nesterowa, który wierzy mu tylko dlatego, że żona mu powiedziała, że ma Lwu pomóc, job twoju... No właśnie. 
3. Jego żona go nie kocha, nigdy nie kochała, a w ogóle to się go boi i przez cały okres trwania małżeństwa pluła mu do herbaty. No dramat, Lwa czułe serduszko cierpi, czytelnik jeszcze bardziej nienawidzi Raisy, ciska książką o ścianę, wyciemnienie, przerwa, szalony, poniesiony szałem twórczym pisarzu, przerwa! 

Uff, odpoczęliście? To ruszamy dalej. Już nie będę wam opowiadać fabuły, bo Smith zagrał kliszą i ufaflunionym schematem, który, o dziwo, świetnie się tu sprawdził. Wicie-rozumicie: jedyny sprawiedliwy kontra system - kojarzycie taki temat, prawda? Sprawiedliwość triumfuje, ktoś płaci za to wysoką cenę, bum, paf, mózg na ścianie, krew, dużo krwi, czarne jest białe, a białe jest czarne... Jeśli czytacie kryminały, to musicie to znać. Więc streszczanie jest bezcelowe. Tym bardziej, że to strasznie głupio zespoilerować kryminał.

Co mi się podobało w książce oprócz ciekawej fabuły i dobrego stylu autora (czytałam w oryginale i nie wiem, jak polskie tłumaczenie, ale mam nadzieję, że wcale nieźle)? Cóż, Smith, w przeciwieństwie do Simons czy Jenoff z poprzedniej notki, zrobił risercz.  Ba, jest to książka oparta na prawdziwych wydarzeniach, więc w ogóle szał ciał i brawa dla autora, że mu się chciało. Bo mogło mu się nie chcieć i mógł grafomańsko polecieć. Nie on pierwszy, prawda?

Smith również całkiem sprawnie odmalował realia ZSRR początku lat 50. i zamieszanie po śmierci Wujcia Joe. Całkiem też miło odmalował postaci, bo lubię je wszystkie (nawet zUego Wasilija!). No, dobra, nie wszystkie. Nie lubię Raisy. Bo to zła kobieta była. I głupia.

Ale serio, żeby nie było, że nie mam argumentów: już na początku książki dowiadujemy się, że Raisa jest z Lwem ze strachu: wyszła za niego za mąż, bo się bała, że jak nie będzie dla niego dobra i miła, to Lew ją wyśle do łagru. Dobra, jestem w stanie w to uwierzyć, w końcu z Lwa był niezły wyznawca marksizmu-leninizmu. Ale, no nie wiem, nie zauważyła, że on zupełnie nie ma pojęcia, co tak naprawdę robi? Przecież Lew przed Przemianą Wewnętrzną, to popisowy idiota: robi co mu karzą, aresztowanymi nie interesuje się, a do tego cały czas funkcjonuje dzięki narkotykom. No błagam, gdyby mu szef nie kazał, ten facet nie założyłby butów z własnej woli. Czego tu się bać? Tym bardziej, że Demidow wyraźnie jest w Raisie szaleńczo zakochany. Ale ja to ja, mam uprzedzenia względem niemal wszystkich postaci kobiecych we wszystkich książkach, jakie czytam. Tym głupsze w konstrukcji tej postaci jest to, że gdy tylko Lwu powodzi się trochu gorzej, gdy traci już wszystko i nie wierzy w nic, ta baba się... cieszy. Bo nareszcie będziemy sobie równi i poczujesz to, co ja i blablablabla przejrzysz na oczy blablabla ZSRR jest zUy blablabla... Jeszcze żeby w tym wszystkim była w jakikolwiek sposób konsekwentna, ale nie, po co? Lew sponiewierany i po przymusowym odwyku to dopiero Lew szlachetny i dobry, bo ryzykuje w słusznej sprawie. Co więc robi wtedy Raisa? Tak, zgadliście, ZAKOCHUJE SIĘ. I to jest miłość bardzo trÓ, przez duże M.

Rzucam książką drugi raz. Serio. Ale nadal jestem zbyt ciekawa rozwiązania wątku kryminalnego, by nie czytać tego do końca.

Co prawda, trochę słabe jest to, że miałam kilka typów i nie chciałam do końca wiedzieć, kto morduje. Smith zrobił mi psikusa i powiedział, kto jest mordercą już w połowie książki. And the killer is... Nie, nie powiem wam, ale pamiętajcie o kocie i braciach z początku.

Nie załamujcie się, czytajcie dalej, bo motywy wyjaśnione są dopiero w finale, po festiwalu łodefaków i ojapitolęniewierzężetoczytam oraz ilejestLwawLwie.

Oczywiście, żeby nie było, że tak ciągle chwalę, to nasz tytan kryminału i riserczu wytytanił pięknego babola, którego ktoś w ogóle przepuścił. Prawdopodobne to było, mówię wam, jak kosmici budujący piramidy w starożytnym Egipcie i teraz opowiem wam bajkę o tym bardzo złym babolu pisarskim:

Gdzieś tak pod koniec książki, Lew, Raisa i Nesterow wpadają w łapy MBNu i nasz stary znajomy Wasilij wpada na kolejny genialny mastierplan: wyślę Demidowa i jego żonę do łagru, niech mają za swoje. Jednak ten plan nie jest dość mastierplanowaty, więc Wasilij go poprawia: wynajmuje ludzi, by zabili Raisę i Lwa już w pociągu. Lew jest po długim i ciężkim przesłuchaniu i generalnie nie wie, co się z nim dzieje, ale jak przychodzi co do czego, czyli dwóch ukrów próbuje zgwałcić Raisę w tym wagonie, w którym jadą, nasz bohater robi rozpierduchę w stylu norrisowsko-sigalowskim. Dziękuję, postoję...

Po pierwsze: jak facet, który przed chwilą nie widział, gdzie się w ogóle znajduje, jest w stanie wstać i zabić dwóch z trzech napastników, którzy są więksi oraz zdecydowanie silniejsi od niego? Ani chybi moc Trólofu i Imperatyw Autorski nim kierowały.

Po drugie: jak można zrobić rozpierduchę w stylu norrisowsko-sigalowskim w wagonie, o którym się przed chwilą napisało, że jest potwornie przeładowany i nie ma tam nawet możliwości szpilki włożyć?

Po trzecie: jak ten sam facet chwilę po zabójstwie poprzedzonym męczącą walką i w ogóle przesłuchaniem jest w stanie tyrać kilka godzin, by w końcu wyłamać deskę z podłogi, uciec i spierniczać przed pościgiem przez kilka dobrych godzin?

Podsumuję to gifem. Podsumowania gifem są cool. 



Zostawiam was z tymi pytaniami. Ja na nie odpowiedzieć nie umiem, ale i tak sobie kupię drugą książkę pana Smitha, bo w sumie bawiłam się nieźle. Tak dobrze, że dwa razy przegapiłam swój przystanek tramwajowy i ocknęłam się już na Pradze.

8 na 10 nawet dam tej Ofierze 44.



Na przyszły tydzień, wciąż w przygotowaniu, jest nowy odcinek z cyklu "Porozmawiajmy o..." tym razem wpis będzie wybitnie lekki, łatwy, przyjemny i wakacyjny. Podpowiedź dotycząca tematu znajduje się na fanpejdżu blogaska. Do wygrania bardzo atrakcyjny order z ziemniaka.
Co by tu jeszcze... Aha, od jakiegoś czasu można się ze mną kontaktować za pomocą Wywiadera. Pytać można o sprawy związane z tym blogaskiem, jak również z każdym innym moim blogaskiem. Odpowiadam nawet na głupie pytania, serio. 

3 komentarze: