sobota, 16 marca 2013

16. "Porozmawiajmy o..." - odcinek drugi: Jugosławia


Szczerze przyznam, że pomimo moich studiów na Bałkanach znam się jak kura na pieprzu. Można się nauczyć języków, poznać historię i kulturę, a jak przyjdzie co do czego i tak rozumem nie ogarniesz. 
To, co napisałam wydaje mi się strasznie tendencyjne i stereotypowe, ale piszę to po to, by was sam Pambu bronił brać mnie za jakiegoś eksperta w tych sprawach. 
Dziś porozmawiamy sobie - a raczej pomonologujemy, jeśli takie słowo istnieje, o Jugosławii: 3 podpunkciki o muzyce, 3 o książkach i 3 o filmach, co daje razem 9. 
Czując się jak mistrz matematyki pokroju co najmniej Pana Profesora z Liceum, zaczynam notkę.

PS. SPOILERS, SPOILERS!

MUZYKA

1. Goran Bregović 
Nie jestem tak młoda, by nie pamiętać czasów, kiedy to każdy, ale to ABSOLUTNIE KAŻDY, nucił sobie "Prawy do lewego" (która to pieśń kompozycją straszną jest i basta), czyli najbardziej znany efekt współpracy Bregovicia z panią Kayah. Więc przyjmuję, że wszyscy tego pana znają. Muszę przyznać, że muzyki przez niego tworzonej lubię słuchać, a jeszcze bardziej lubię znajdować oryginały, które przerabia ( i na przykład takie "Ederlezi" to nic innego jak "Djurdjevdan" Bijelo Dugme i parę innych przykładów, ale nie chce mi się pisać, bo mnie boli mały palec u prawej ręki), ale jednocześnie mam z tą muzyką problem. Bo jak się słucha bądź ogląda koncerty Bregovicia, to ma się takie wrażenie, że oto pan Goran zabrał nas do cepelii. Żadnego tam dziadowskiego sklepiku z tanimi pamiątkami, tylko cepelii z prawdziwego zdarzenia. Tylko że... to dalej cepelia. Już legendarny biały garnitur Gorana jest jakiś taki... No właśnie taki dziwny. Powiedziałbyś, że trochę Zdravko Ćo.. tfu! Krzysztof Krawczyk*. O paniach chórzystkach w ludowych, tradycyjnych strojach nie wspominając. No bo widział to kto, żeby baby na wsi w takich ciuchach jeszcze chodziły? Mówię - cepelia. Co innego muzyka filmowa i absolutnie uloffciany soundtrack do "Undergroundu" Kusturicy, w tym jest coś nowego i świeżego. Coś jakby bardziej autentycznego. 
Także oswajanie się z Bregoviciem, jakby ktoś jednak nie znał, bo żył w jaskini albo za młody, polecam zacząć od soundtracków właśnie. Później można uderzyć w cepelię. A dopiero potem we współpracę z Polakami, bo niektóre numery są potwornie zarżnięte i już nawet w oryginale nie da się ich słuchać z przyjemnością. 
Na początek muzyka filmowa:

No i inne twory-utwory:



2. Sanja Ilić i Balkanika  - ten wpis jest sponsorowany przez moją pierwszą lektorkę serbskiego. Gdyby nie ona, w życiu nie natknęłabym się chyba na ten zespół. Ta grupa to wykonawcy tak zwanego world music łamane na etno. Zawsze miałam problem z dostosowywaniem czegokolwiek do definicji w każdym razie. W pewnym sensie też może się to niektórym wydawać cepelią, tylko że nie jest. To nie Bijelo Dugme ani Bregović, to coś bardzo oryginalnego i jednocześnie bałkańskiego. W inny sposób, ale dalej silnie związanego z krajem. Przyznaję, czasem słyszę podobieństwa, czasem wręcz przeciwnie. W ogromnej większości to utwory instrumentalne, ale istnieją także wokalne. Czasem trudno określić jakie, bo piosenka w zasadzie tekstu nie ma, ale chór śpiewa. Tak więc jeśli nie chcecie mieć głupiego uczucia, że siedzicie w cepelii, to polecam taką muzykę. 
Dlaczego kojarzy mi się z Bregoviciem:

A dlaczego nie:


3. Bajaga i Instruktori - zmieniamy zupełnie rodzaj muzyki. Tym razem wpis sponsorowany na spółkę przez wspomnianą wcześniej lektorkę i Maćka Maleńczuka, który mi o zespole tym przypomniał. Bajaga i Instruktori grają rock. Wcale nie gorszy od zachwalanego polskiego rocka w swych najlepszych latach. Ba, przecież to jest dokładnie ta sama generacja i ten sam typ grania. Nie wiem, do czego można byłoby ich porównać, nie wiem, czy da się takie porównanie w ogóle znaleźć. Myślę i myślę i może bym wymyśliła wczesny Perfect łamany na wczesną Budkę Suflera, ale to porównanie podoba mi się tylko trochę. Dlaczego natomiast wyciągnęłam Maćka Maleńczuka? Bo maltretowana przez radia piosenka "Ostatnia nocka" to właśnie "Verujem ne verujem" Bajagi. A "Mój przyjacielu" Krawczyka i Bregovicia to "Moji su drugovi". Generalnie zespół nieświadomie raczej poznałam przez projekty Yugoton i Yugopolis, później zaczęłam grzebać sama. Przyznaję, to jeden z moich ulubionych zespołów, problem w tym, że nie do końca umiem powiedzieć, dlaczego. Po prostu przyjemnie się ich słucha. Nowe, stare, wszystko jedno. 
Dowód pierwszy:

Dowód drugi:



KSIĄŻKI

1. Saša Stanišić "Jak żołnierz gramofon reperował"


Głównym bohaterem i narratorem tej książki jest Aleksandar - chłopiec z Bośni, chłopiec obdarzony niezwykłą wyobraźnią oraz odziedziczonym po dziadku talentem do opowiadania niestworzonych historii.  Na początku może irytować zupełny brak dialogów, ale historie okazują się na tyle wciągające, że przestaje się na to zwracać uwagę. Poprzez Aleksandarowe fantazje, a także pełne humoru i ciepła opowieści o rodzinie, autor przedstawia nam świat Jugosławii, który tylko pozornie jest światem widzianym przez małego chłopca. Najpierw mamy więc sielankę, przedstawienie kraju mlekiem i miodem płynącego, chociaż i to nie zawsze. Poznajemy przyjaciół chłopca, jego rodzinę, ludzi, których spotyka codziennie w swoim rodzinnym mieście. A potem, nagle, zupełnie znienacka, w ten cały trochę dziwny, trochę nierealny, ale ładny i w gruncie rzeczy poukładany świat wkracza wojna, której Aleksandar nie rozumie. Co więcej, zupełnie nie rozumie tego, dlaczego musieli uciekać do Niemiec. Aleksandar bowiem nie widzi nic złego w tym, że jego matka i jego pierwsza młodzieńcza miłość mają "złe imię" (są muzułmankami). Ale to niezrozumienie to jedynie pozór. Narrator, choć na swój sposób, dobrze opowiada o rozpadzie Jugosławii, o wojennym szaleństwie, którego nie sposób przecież zrozumieć. Co więcej, na całe szczęście nie opowiada się po żadnej ze stron ani nikogo nie wini. Aleksandar opowiada. I chociaż od tego momentu w książce mniej dobra, ciepła i humoru, to przecież pojawia się on i w opowiadaniach o wojnie. Chociaż wydaje mi się, że jest to częściej czarny humor niż jakikolwiek inny.

2. Luan Starova "Czasy kóz"
 
Było już o rozpadzie Jugosławii, to teraz cofniemy się do jej początków. A właściwie do jej początków w Macedonii. Narratorem książki Starovy także jest chłopiec, chociaż nie poznajemy jego imienia. Książka opowiada o tym, jak Skopje odbudowywało się po wojnie. O migracji ludności wiejskiej do miasta, która to ludność przywiodła ze sobą stada kóz. I o tym, jak kozy te stały się problemem politycznym, ponieważ komuniści chcą stworzyć z mieszkańców Skopje przykładowy, komunistyczny superkolektyw, a kozy - symbol tradycji i starych porządków - im to uniemożliwiają  Co ciekawsze, rodzina narratora to albańscy emigranci, tak bardzo nie pasujący do Skopje w tamtym czasie, bo mieszkają w dzielnicy biedoty, wieśniaków właśnie, a ojciec (przynajmniej on, wykształcenie matki jest niepewne) to inteligent. Przedstawicielem wieśniaków jest Czanga, człowiek posiadający największe stado kóz, właściwie jedynych żywicieli miasta. Czanga zaprzyjaźnia się z ojcem narratora, który uczy go czytać i pisać. Czanga i ojciec narratora prowadzą nawet dyskusje polityczne, dzięki czemu wiemy, że "wieśniak" nie równa się "prostak". 
Po przeczytaniu książki, a także jej zagadkowym zakończeniu - Czangą odnoszącym moralne zwycięstwo nad aparatem rządzącym - mam wrażenie, że tutaj każdy był czegoś alegorią. Ale czego? Czego alegorią był Czanga? A kozy? A samo Skopje? "Czasy kóz" to alegoryczna opowieść o mechanizmach socjalistycznej władzy, która chcąc budować, nieświadomie coś niszczy. Ale to "coś" ostatecznie zniszczyć się nie daje. 
Chociaż można to rozumieć zupełnie inaczej.

3. Pero Simić "Tito. Zagadka stulecia"
Tym razem - chyba po raz pierwszy na blogasku - pozycja czysto naukowa. Pero Simić opowiada nam historię prawdziwej zagadki, najbardziej znanego symbolu Jugosławii - samozwańczego marszałka, szefa partii i przywódcy państwa - Josipa Broza-Tity. Tito to prawdziwa zagadka - nie wiadomo, w którym roku się urodził, nie wiadomo, jakie szkoły skończył i nie do końca wiadomo, co robił w Rosji po pierwszej wojnie światowej nim wrócił do Chorwacji, by tworzyć tam komunistyczną partię. Simić próbuje rozwiązać tę zagadkę opowiadając historię nie tyle państwa, co człowieka. A więc opowiada nam o żonach i kochankach Marszałka, opowiada o jego przyjaciołach, wrogach, rodzinie, słabościach. Opowiada o jego zamiłowaniu do zbytków (wystawne kolacje, prezenty np. złote zegarki czy tabakiery dla byle strażnika granicznego), pasjach (polowania!) oraz o jego politycznym niezdecydowaniu. Bo okazuje się, że Tito wcale nie odrzucił towarzysza Stalina, co to, to nie. To towarzysz Stalin odrzucił Titę. A biedny Marszałek resztę życia spędził w rozkroku, jednocześnie próbując się zaangażować, tylko że nie (mam tu na myśli niejasny status Ruchu Państw Niezaangażowanych). Potem okazuje się, że życie Tity nie różniło się jednak od życia dowolnie wybranego dyktatora, bo umierał schorowany, z fobiami, bo żył w strachu przed zamachem i strachu przed zamachem. I okazuje się też, że wcale nie spajał Jugosławii, on nad nią ledwo panował. Czemu więc dziwić się, że po jego śmierci wszystko zupełnie rozlazło się w szwach, skoro i tak wcześniej trzymało się tylko na wiarę?

FILMY

1. Emir Kusturica "Underground" 

Emir Kusturica to jeden z symboli tego rejonu. Serio, powiedzieć "Kusturica" albo "Žižek", albo "Laibach" to tak jakby w Polsce rzucić "Wałęsa". Wybrałam akurat tak znany film nie tylko dlatego, że bardzo go lubię, ale również dlatego, że to świetny przykład. Jest to opowieść o powstaniu, rozwoju i upadku Jugosławii. Wszystko na raz, w stylu dla Kusturicy bardzo charakterystycznym: kiczowato, zabawnie, stereotypowo. Dlaczego stereotypowo? Bo to film, który utrwala mit Bałkanów jako ziem wyjątkowo dziwnych, których rozumiem ogarnąć zupełnie nie można. Akcja rozpoczyna się w roku 1941, kiedy to zaczyna się wojna z Niemcami. Głównymi bohaterami są Marko i Petar zwany "Crni". Z tego duetu to Crni jest fajniejszy, zaradniejszy i to nim interesują się kobiety (głównie chodzi o jedną, aktorkę Nataliję). Jednak sytuacja zmuszą bohaterów, by zejść do tytułowego podziemia. Pozornie niezaradny i antypatyczny Marko staje się ich łącznikiem ze światem. Zamknięci pod ziemią ludzie produkują dla niego broń, bo chcą wspomóc partyzantkę. Wszystko pięknie tyle tylko, że Marko nie mówi im... że wojna dawno się skończyła. Przez kolejne dziesięciolecia ludzie ci żyją w zamknięciu tak, jakby zatrzymali się w latach 40., podczas gdy Marko robi partyjną karierę, a do tego żeni się z niezrównoważoną Nataliją. Cały misterny plan Marka sypie się, gdy jednemu z bohaterów, Ivanowi, ucieka jego ukochana małpa, więc zmuszony jest wyjść na zewnątrz. I wydostaje się, rzec można: pakuje się w sam środek jugosłowiańskiego konfliktu z lat 90.
I na koniec tak zwane "the best of" z Undergroundu:


2. Angelina Jolie "Kraina miodu i krwi"
 
Wiem, że film w tym zestawieniu może dziwić. Ale wybrałam go głównie dlatego, że grają bałkańscy aktorzy i opowiada on o Bałkanach. A właściwie o rozpadzie Jugosławii. A także jest przeciwieństwem książek i filmu wcześniej przedstawionego. Właściwie jest pomieszaniem  filmu typowo południowego, raczej kameralnego i oszczędnego w grze z hollywoodzką przesadą i dramatyzmem. Nie uważam też, że to film zły, bo sama historia jest niezwykle ciekawa, tylko przedstawiona kulawo. Bo to w zasadzie love story na tle wojny, które bardzo bardzo mocno udaje, że love story nie jest. Główna bohaterka, Ajla, jest Bośniaczką, muzułmanką. Główny bohater zaś, Danijel, Serbem, prawosławnym Serbem, a do tego mundurowym. I już wiecie co się stało, prawda? Wiecie: są w sobie zakochani. A tu wojna. I trzeba stanąć po jednej albo po drugiej stronie, bo przecież nie można stać w rozkroku. Właściwie to jest mój główny zarzut względem filmu Jolie. Bo Angelina robi to, czego nie zrobił Stanišić ani tym bardziej Kusturica: bardzo kategorycznie opowiada się za jedną ze stron. Konkretnie Bośniaków, a jeszcze konkretniej, Bośniaczek. To właśnie muzułmanki przedstawione są tu jako ofiary: maltretowane i gwałcone przez złych złych Serbów, a do tego Serbów obleśnych, strasznych wsioków w gruncie rzeczy i antypatycznych dziadów, na tle których wybija się oczywiście Danijel (ale głównie dlatego, że w tak naprawdę jest fluffiastym misiem pysiem, który miał traumatyczne dzieciństwo, a do tego ma kompleks wanna-be-Romeo, więc tutaj Jolie pojechała sobie typowo po hamerykańsku i zwaliła na łeb Danijela wszystkie nieszczęścia, jakie tylko były w zestawie) i Aleksandar, ale on jest wątpiący tak ogólnie i mimo wszystko. Cieszy mnie to, że realistycznie pokazywane są tutaj gwałty i przemoc, natomiast nie cieszy ta idiotyczna i niczym właściwie nie poparta (w filmie) stronniczość. Gdzieś pod koniec pani reżyser przypomniała sobie, że tak robić nie wolno i Bośniacy wysadzają w powietrze jeden budynek, dopełniając tragedii Danijela. Nasz bohater bowiem na koniec zdecydował, co robić, a potem oddał się w ręce żołnierzy ONZ. W zasadzie za brak happy endu powinnam postawić mały plusik, prawda?
Tu macie trailer, jakbyście jednak chcieli spróbować tej hamerykańskiej opowieści:

3. Dragan Bjelogrlić "Montevideo, smak zwycięstwa" 
Zupełnie zmieniamy tematykę i czasy. "Montevideo..." to film... No, sportowy. Oparty na prawdziwych wydarzeniach, to prawda. Opowiada on o powstaniu reprezentacji Jugosławii na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w roku 1930. Przedstawia on sylwetki najważniejszych graczy oraz działaczy a narratorem jest niepełnosprawny chłopiec, Stanoje, "maskotka" drużyny. Jasne jest, mam nadzieję, że Serbowie to wielcy fani piłki nożnej i w tym filmie to widać. Jednocześnie - chociaż to film o sporcie i każdy wie, jak się skończy - ogląda go się wyjątkowo przyjemnie, bo to obraz ciepły i bardzo zabawny. Właściwie już dawno wrzuciłam go do szufladki z milusimi filmami, bo to właśnie typowy, milusi film. Akcja właściwie koncentruje się na dwóch bohaterach, Aleksandarze Tirnaniciu, zwanym "Tirke" i Blagoje Marijanoviciu, którego każdy nazywa po prostu "Moša". Pierwszy z nich to biedny chłopak, półsierota, drugi zaś jest bogaty i już ma status gwiazdy w jednym z belgradzkich klubów piłkarskich. Oczywiście jest też love story, tak jakby komedia pomyłek oraz schematyczna opowieść o dorastaniu i przyjaźni. Ale to film milusi, więc schemat nie razi. Przy okazji, tak po kilkukrotnym obejrzeniu tego filmu, doszłam do wniosku, że przed seansem, jeśli ktoś pojęcia o Jugosławii tamtych czasów nie ma, to trzeba trochę poczytać. Bo czy będzie go bawiło pobicie młodego Pašicia? Albo czy będzie się emocjonował rozgrywką Serbia-Bułgaria i bawić go będzie bardzo stereotypowe przedstawienie Bułgarów? Wydaje mi się, że nie do końca. Muszę przyznać, iż całkiem miłym zaskoczeniem było też wcale niezłe odtworzenie realiów tamtych czasów. Mówiąc po ludzku, podobała mi się charakteryzacja, kostiumy i scenografia. I muzyka też jest obłędna. Obłędna, mówię wam to ja, która z zasady filmów sportowych nie oglądam.
No ale jak nie spojrzeć na coś takiego. No powiedzcie, jak?!




To by było na tyle z dzisiejszej pogadanki. Mam nadzieję, że was nie odstraszyłam, a zachęciłam. Wiem, że mogłam napisać jeszcze o milionie innych rzeczy, chociażby o innym filmie Kusturicy albo mogłabym wam wyjaśnić, kim są Bijelo Dugme, chyba ze trzy razy wspomnieni albo Laibach. Ba, mogłabym rozpisać się o kinie partyzanckim, ale kto by to współcześnie, prócz mnie, oglądał?! A poza tym, co ja wam będę tak wszystko wykładać, czytajcie, a będziecie ostrzy jak brzytwa!

*Nie mogłam się powstrzymać przed tym idiotycznym żartem z lektoratów serbskiego. No bo jak ktoś pyta, kim do cholery jest Zdravko Ćolić (a chodzą na lektoraty tacy, co jeszcze nie wiedzą! Aż nie wypada nie napisać: sic!), to jedyną sensowną odpowiedzią jest "Krzysztof Krawczyk, tylko wygląda jakby lepiej".

Pozdrav,

4 komentarze:

  1. No, no, no, napracowałaś się nad tym wpisem. Podziwiam :)
    Zainteresowałaś mnie literaturą. A powiedz mi (nie mogę się powstrzymać) - czy jest jakaś warta uwagi książka, poświęcona Żydom bałkańskim? Na pewno coś jest, ale sama jeszcze nie znalazłam, a fajnie by było coś na Czechożydka wrzucić.
    Nie miałam pojęcia, że "Ostatnia nocka" jest coverem. Uwielbiam tę piosenkę! Oryginalne wykonanie słuchałam podczas czytania notki i bardzo mi to umilało czas <3 Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne, co teraz przychodzi mi do głowy to "Ruta Tannenbaum" Jergovicia, jeśli chodzi o fabułę, wspomnień czy naukowego opracowania sobie nie przypominam, ale jak pomyślę, to może jeszcze coś odgrzebię w pamięci.

      Co do "Ostatniej nocki", to ja jednak wolę oryginał, chociaż muszę przyznać, że tłumaczenie nawet wierne. Natomiast z "Moji su drugovi" u Krawczyka zachowała się tylko melodia, zupełnie tego nie rozumiem.

      Usuń
  2. Bez bicia przyznam, że moja wiedza o Bałkanach zaczyna się i kończy na festiwalu Eurowizji i tytułach piosenek do ośmiu lat wstecz, potem ogarniam już tylko Skandynawię. Ale Gorana słuchać bardzo lubię, bo mnie w pozytywny nastrój wprawia, a to podobno podstawa prawidłowego funkcjonowania.
    I dziękuję za przedstawienie książki o Tito, na pewno zerknę. Co prawda wolę życiorysy kobiet i to z przedziału starożytność - XIX wiek, ale ciekawy życiorys zawsze mile widziany. Nawet XX-wieczny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę bardzo. Innych muzyków, inne filmy i inne książki też polecam :D

      Usuń