sobota, 25 sierpnia 2012

01. Alan Furst "Szpiedzy w Warszawie"


                  Naszą przygodę zaczynamy od książki.

„Szpiedzy w Warszawie” Fursta jest to historyczna powieść szpiegowska. Areną zmagań różnych wywiadów – francuskiego, radzieckiego i niemieckiego, jest przedwojenna Warszawa. Akcja tej powieści toczy się bowiem w naszej stolicy w latach 1937-38.
Zacznę od bohaterów. Pierwsze skrzypce w tej, przyjemnej skądinąd, opowieści gra Jean-Francois Mercier,  francuski attaché wojskowy. Jego głównym zadaniem jest kierowanie siatką agentów – według opisu wydawcy. Bo w samej książce kieruje jedynie jednym agentem – Niemcem z Wrocławia, Edwardem Uhlem. Prócz tego Jean-Francois ma za zadanie rozbijać się po bankietach. Właściwie w tej opowieści życie towarzyskie wyższych sfer dyplomatycznych jest opisane z niemniejszą pieczołowitością niż te potyczki wywiadów. Co do samego Jeana-Francois, to zdobył on moje serce na samym starcie i nie pozwolił się nie lubić do samego końca. Dlaczego? Ano dlatego, że nie jest to bynajmniej młodzieniaszek latający z giwerą po Warszawce. Jean-Francois to stateczny czterdziestosześciolatek, weteran Wielkiej Wojny, kawalerzysta (co w ogóle daje mu u mnie +10 do zajebistości). Nie jest pozbawiony wad – ma swoje przyzwyczajenia, w złą pogodę niedomaga, bo dokucza mu stara rana kolana, a na dokładkę jest wdowcem, a także szlachcicem nie-z-wyboru, wiodącym dosyć ascetyczne życie. Jest to jednocześnie najlepiej opisana postać w całej książce. Mercier walczy nie tylko o wolność naszą i waszą, ale także o kobietę. „Staruszek” nasz bowiem zakochuje się w prawniczce, Annie, która związana jest z rosyjskim dziennikarzem, Maksymem, który i aparycją, i rozumkiem przypomina białego syberyjskiego niedźwiedzia. Ale o nim później.
Właściwie przy okazji postaci Anny dochodzimy do jednego z kilku słabszych elementów tej powieści – widać bowiem, że książkę pisał facet. O ile typowo męskie, mercierowskie spojrzenie na Annę mnie nie irytuje, bo jego zauroczenie jest urocze jak cały Mercier, to Anna wydaje się być momentami mimozowata, chociaż do Oleńki Billewiczówny wciąż jej bardzo daleko. Anna kreowana jest na nowoczesną kobietę wyzwoloną, bo żyje w wolnym związku z Maksymem, a jeszcze przy okazji ma czelność kokietować Jeana-Francois, podczas gdy największym jej grzechem jest właściwie posiadanie papierośnicy z wizerunkiem ubawionego Bachusa w towarzystwie nagich nimf. No błagam, panie Furst! Tylko tyle?  Ponadto związek Merciera i Anny miał być ponoć burzliwy (znów według opisu wydawcy), a cała jego burzliwość opiera się na zdaniu „tak, rozstałam się z Maksymem, trochę pokrzyczał, poryczał, ale w sumie spoko luz”. Także na romanse jak spod pióra Austen albo Bronte nie macie co tu liczyć.
Miałam coś powiedzieć o Maksymie… Ach, tak, Maksym to źródło bardzo niewykorzystanego materiału, bo pojawia się w książce od biedy dwa razy i zachowuje się jak rubaszny wujaszek Wania. Potraktowany jak obuchem w łeb stereotypem Słowianina nie ma się jak bronić i nie broni się, czego mocno żałuję.
Honor rosyjski ratuje dwójka szpiegów żydowskiego pochodzenia, małżeństwo Rozenów, o których wszyscy wiedzą, że pracują dla Wujka Joe z Sumiastym Wąsem i Gruzińską Fantazją, ale jednocześnie udają, że nie wiedzą. A Rozenowie zdobywają szpiegów w sposób uroczy – zapraszając na obiadki.  Reszta szpiegów, szczególnie dobrze przedstawiony wywiad niemiecki, na szczęście nie jest aż tak pierdołowata i w kwestii powieści szpiegowskiej książka trzyma porządny poziom.
Warstwa historyczna samej powieści jest znakomita. Z każdego opisu struktur i akcji widać, że autor nie poskąpił czasu na research, bo o zasadach funkcjonowania wywiadu oraz historii początku wieku XX można się sporo dowiedzieć. Generalnie polecam ją jako źródło ciekawostek, którymi można błysnąć wśród szkolnej braci na lekcjach historii.
Przejdźmy teraz do świata przedstawionego. Akcja powieści przez swoją lwią część toczy się w Warszawie, ale pojawia się też Glogau, Berlin i Paryż. Czepię się jak rzep psiego ogona mojej ukochanej Warszawy, bo człowiek spodziewałby się, że odmalowana jest jak ta lala, tylko że… Nie. Przez cały czas miałam wrażenie, iż stolica składa się z pięciu ulic na krzyż: Marszałkowskiej, Alei Ujazdowskich, Nowego Światu i fragmentów robotniczej Pragi oraz dzielnicy żydowskiej. Ach, raz pojawia się plac Trzech Krzyży. Nie chcę nic mówić, ale autor poskąpił nam nieco opisów miasta, a przecież to nie jest zadanie niewykonalne. Istnieją mapy, a w Internecie na YT bez trudu można znaleźć  filmiki pokazujące przedwojenną Warszawę. Ja sama z nich często-gęsto korzystam, więc panu Furstowi korona by z głowy nie spadła, gdyby zajrzał na znany portal albo po prostu pomyślał, że duszna atmosfera szpiegowskiego światka nie każdemu wystarczy. A poza tym, każdy pisarz ma wyobraźnię. Skoro starczyło mu jej na wątki sensacyjne, to dlaczego nie stało na opisy? Zbrakło w sklepach, czy jak?
Niemniej jednak sam wątek walki wywiadów jest pasjonujący, bo mamy i próby morderstw, i szpiegowanie, i strzelaniny, i polityczne rozgrywki, i ukrywanie szpiegów, i uprzejme bankiety w gronie wrogów, a nawet wernisaże młodych, obiecujących artystów. W kwestii rozrywki najpierw jest trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie, więc czytelnik przez całą lekturę trwa w niepewności. Za to panu Fustrowi należą się brawa.

Przejdźmy teraz do kwestii dostępności powieści. Ja osobiście polecam ją w wersji tradycyjnej lub PDFowej, chociaż wydano też audiobook, z którego ja, o nieświadoma, skorzystałam. W parne, letnie wieczory opowieść do ucha sączył mi niejaki pan Żołądkowicz, który przy dialogu więcej niż dwóch osób nie był w stanie zróżnicować ani ich głosów, ani nadać charakterystycznych manier mówienia,  przez co mnie osobiście, po wysłuchaniu doskonałego „The Red Necklace” (o którym innym razem), szlag po prostu trafiał. Audiobooka zatem nie polecam, chyba że nie znajdziecie tego w innej wersji.
Jest jeszcze jedna szczęśliwa wiadomość, którą chciałabym się z wami podzielić przy okazji pogadanki o tej książce – TVP i BBC kręcą serial na jej podstawie, który ma się pojawić na polskich ekranach w październiku. Więc jeśli nie macie czasu ani na czytanie, ani na słuchanie, może znajdziecie czas na obejrzenie kilku (chyba trzech) odcinków.
             A może na zachętę dodam, że w rolę Merciera wcieli się David Tennant, znany z roli Dziesiątego Doktora z serialu „Doctor Who”  i Barty’ego Croucha Juniora z „Harry’ego Pottera i Czary Ognia”?

Zresztą, zrobicie jak chcecie, ja swoje zadanie uważam za wypełnione.
                 Pozdrav, 

14 komentarzy:

  1. Ale masz adolfiasty, trolololowaty nagłówek. Będę zaglądać ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że adolfiasty i trololowaty. W ogóle jest to fragment komiksu z jednej z moich ulubionych stron, hipsterhitler.com, którą gorąco polecam :)

      Usuń
  2. Uwielbiam ten nagłówek : o. Poprawiłaś mi nim humor :3.
    Przeczytam to co napisałaś, gdy przejdzie mi ból łba :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, spoko, stąd i tak nic nie ucieknie.
      Generalnie cały szablon wygląda na razie siermiężnie, bo wciąż testuję blogspota, ale na ten rysunek sama nie mogę się napatrzeć i na pewno go zostawię :)

      Usuń
  3. HIPSTER HITLER, AAAAA! *-* Kocham, kocham, kocham, nie sposób przejść obok bloga obojętnie! Mru.
    Recenzja fajna, bardzo się cieszę, że akurat tej książki, bo odkryłam dzięki Tobie kolejną fajną pozycję, którą muszę dodać do spisu zatytułowanego "chcę przeczytać". Serial też obejrzę, boś mi ochotę zrobiła! Właściwie jedyne, na co tu kręcę nosem, to to stereotypowe przedstawienie Rosjan. Będzie bicie, bo ja nie lubię, gdy Rosjan traktuje się w taki sposób. :x Tym bardziej że pisarze powinni przede wszystkim stereotypy obalać.
    I ja będę zaglądać. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano stereotypowe. Maksym sympatyczny, ale głupi. I za kołnierz nie wylewa.
      Tak, tę książkę warto przeczytać, ale właśnie piszę nową recenzję książki, której i trzymetrowym kijem bym nie ruszyła, jakbym wiedziała, co to jest. A będzie to książka o Rosji.

      PS. Jeśli mi powiesz, że też jesteś fanką Dziesiątego Doktora/Davida Tennanta, to się chyba wzruszę ;)

      Usuń
    2. Dzięki, że uprzedziłaś, przygotuję się psychicznie... :x A jaki gatunek?
      Niestety, oszczędzę Ci wzruszeń, nie oglądam "Doctora Who". :C

      Usuń
    3. Uff co za ulga, bo bym się musiała mocno przestawić. Właśnie jestem w bojowym nastroju, bo nie mogę uwierzyć, że to możliwe: Moffat (scenarzysta "Doctora" i "Sherlocka") czego się nie dotknie, czego nie wymyśli, to jest to pomysł dobry - też bym tak chciała!
      Gatunek tej książki? Romans historyczny. Pełen absurdów techniczno- obyczajowo- historycznych i złego soft porno.

      Usuń
    4. Romans historyczny? Jedyne, co mi na myśl przychodzi - związane z Rosją, rzecz jasna - to "Biała wilczyca" i "Miedziany jeździec", a z tego, co kiedyś pisałaś, wiem, że "Jeźdźca" czytałaś. Czyżbym trafiła...? :>

      Usuń
    5. Tak, "Jeździec...". Ktoś mi ostatnio powiedział, że to wspaniała powieść i sprowokował mnie do udowodnienia, że nie ;)

      Usuń
    6. Też mi tak mówiono, ale nie miałam się jeszcze okazji się przekonać, więc niecierpliwie czekam na Twoją opinię! ^^

      Usuń
    7. Będzie w weekend.
      W międzyczasie ja zapraszam na "Fausta", chociaż jeszcze nie ma tam motywów bolszewickich :)

      Usuń
    8. Jeszcze? Nie kuś! :x A za "Fausta" już się zabieram, przy sprzyjających okolicznościach naskrobię komentarz jeszcze dziś, chyba że mnie rodzina zmolestuje i odgoni od komputera. :x

      Usuń
    9. No tak jakby jeszcze. Bo mam zostawioną ładną, kuszącą furteczkę w wątki bolszewickie :D
      A ja może jeszcze dziś zabiorę się za "Ostatni dzień lipca" Rychtera, czyli też zostanę w tematyce sensacyjno-wojennej. Ale w międzyczasie mam plan napisać analizę "Prestiżu" i ostatniego Batmana, więc może lata 40. i wojna nie zdominuje tego bloga :D
      Chociaż z drugiej strony... Nagłówek zobowiązuje :D

      Usuń