niedziela, 15 września 2013

36. "Porozmawiajmy o..." - odcinek ósmy: teledyski, które mogłyby być filmami

Teledyski w ogóle to ostatnio bardzo ciekawy temat, prawie jak seriale, które bywają lepsze od filmów. Bo z teledyskami czasem jest tak, że z trzy- czterominutowej wariacji na temat dałoby się sklecić niezgorsze filmidło. Oczywiście, nie będę tu pisać o klasykach takich jak teledyski Michaela Jacksona czy Guns'n'Roses bo to się trochę mija z celem, gdyż w zasadzie są to historie zamknięte. A ja dziś chcę poględzić wam trochę o klipach, które chętnie zobaczyłabym jako pełnometrażowe filmy. Albo też mniej chętnie, ale zawsze to coś. 

PS. Od razu mówię, że to nie wszystkie numery, jakie mogłyby się znaleźć w danych kategoriach, tylko akurat te, które pierwsze przyszły mi do głowy/te, które mi podrzucono. 
Jak komuś przyjdzie do głowy coś traktować bardzo serio, to chyba trafił pod zły adres.

1. Wojna
Cóż, ze względu na moje (dostateczną ilość razy już na tym blogu wykładane, ofkoz) zainteresowania, w dzisiejszym zestawieniu nie mogło zabraknąć klipów z wojną w tle. Jakoś tak się złożyło, że wszystkie piosenki w tym podpunkcie, to piosenki muzyków amerykańskich. Amerykanie chyba bardzo lubią ten temat. 

My Chemical Romance - The Ghost of you
Nieco młodszą będąc, uwielbiałam MCR. Cóż, nadal ich lubię, szczególnie płytę pierwszą, z której pochodzi ta właśnie piosenka. A że MCR ma tendencję do tworzenia klipów, w których coś się jednak dzieje, to nie zabrakło również tematu wojennego. Kompozycja skomplikowana raczej nie jest, tekst głębią i odkrywczością nie powala, ale klip ma naprawdę kilka niezłych momentów. Do moich ulubionych chyba należy woda wdzierająca się na parkiet, który w tym samym momencie zamienia się w plażę. Serio, bardzo to... ładne. 
W klipie mamy całe dwa plany: pierwszy to potańcówka urządzona dla żołnierzy, którzy wyruszają na front. Mamy tu schludne mundury, ładne fryzury, fajne kostiumy, jeszcze fajniejsze kobiety i nasz zespół, który smęci coś na scenie/przy barze. Drugi zaś plan przedstawia moment ataku na plażę Omaha w Normandii i... 


.... jest łudząco podobny do sceny otwierającej z Szeregowca Ryana. Są i wymiotujący żołnierze, jest i żołnierz całujący krzyżyk, jest sanitariusz, wszystko jest, panie tego, tylko Toma Hanksa brak. Porównajmy:

Dzieci won sprzed ekranów albo w ogóle nie włączać proszę, bo flaki latają. 

Zauważyłam to co prawda za pierwszym razem, ale musiałam porównać teraz, żeby zauważyć, ile też elementów zostało skopiowanych. No, niemal wszystkie, tylko w skrócie. Wiadomo, zawszeć to dobrze mieć dobre wzorce, prawdaż...
Wracając do tematu: nie widzę problemu w tym, by historyjkę z klipu rozbudować. Bo przecież mamy tam jakąś love story, mamy jakieś relację między braćmi/przyjaciółmi (w ril lajfie ten, co umiera na koniec i wokalista to bracia, więc...). Wyszedłby z tego niezły film, gdyby tylko nie powtarzać scenek z Szeregowca Ryana. 

Katy Perry - Thinking of you
Klip z historyjką dotyczącą tej samej wojny, co klip poprzedni, z tą różnicą, że ten się cokolwiek bardziej romansem stoi. Ale ma nawet scenki z potańcówki. I też zalatuje mi filmem, a nawet dwoma. Tym razem Pamiętnikiem/Pokutą. Nie wiem dlaczego, nie pytajcie .___. 
Pioseneczka specjalną głębią również nie powala, ale na klip patrzy się raczej przyjemnie, bo znów mamy ładną kobietę, ładne kostiumy i obiektywnie ładnych panów, z których jednemu mundur na wstępie daje +10 do atrakcyjności. Tutaj również nie mamy szczęśliwego zakończenia, ale za to background lepszy. I stworzyłaby się wcale niezłe romansidło, a i trochę teh dramy by było. Spójrzmy:


Teh dramę powodowałby, oczywiście, obiektywnie ładny pan w mundurze, któremu się poległo we Francji (no bo ile jest krajów, które zaczynają się na Fr?) i drugi pan, ten, co się tarza w pościeli razem z bohaterką. Przy okazji również widziałabym taki film podzielony na części, jak chociażby Pokuta właśnie. Ha! Sobie chyba coś napiszę na ten temat, patrzcie państwo, jaka to Perry potrafi być inspirująca. 

Green Day - Wake me up when september ends
Na koniec przeskoczymy sobie do innej wojny. Oficjalna i nieskrócona wersja sprawia, że można już sobie przysnąć na przegadanym openingu, ale czemu nie, wtrynić to do filmidła, w którym nic, tylko słychać łopot gwieździstego sztandaru, to z pewnością znakomity pomysł. Co więcej, w klipie jest i love story, jest teh drama, jest scena walki. Ba, połowa tych scen to przecież sceny gotowe, żaden scenarzysta nie musiałby się zbytnio męczyć. 


Śmiem twierdzić, że story nieobejmujące samej wojny już nawet nie potrzebuje nijakiego rozbudowania. Tylko samej wojny jakoś tak mało. Materiał ciekawy na film choćby Clinta Eastwooda. Clint, czekamy. 


2. Motyw Bonnie i Clyde'a. 
Właściwie nie do końca wiedziałam, jak zatytułować akurat ten podpunkt, ale stanęło na tytule jednej z piosenek, o których będzie mowa. Motyw uciekających przed prawem przestępców slash kochanków jest tak przemielony przez popkulturę, że w zasadzie jeden więcej film z wykorzystaniem tej kliszy wielkiej różnicy kinematografii nie zrobi. 

Beyonce feat. Jay-Z - Bonnie&Clyde
Wersja historii, która nie potrzebuje wielkich zmian, jedynie uwspółcześnienia. Fajniejsi bohaterowie, więcej pościgów, wybuchów, dużo rozbieranych scen, szybkie samochody, jeszcze więcej pościgów, brak sceny z koniem, więcej śmiesznych dialogów między-nami-policjantami, jeszcze trochę pościgów, parę ładnych widoczków amerykańskich bezdroży, jeszcze odrobina pościgów, trochę akcji, jeszcze z jedna rozbierana scena, tylko błagam, wyciąć konia, na koniec trochę pościgów, szczęśliwe zakończenie i całkiem nowa, błyszcząca i odpicowana wersja Bonnie i Clyde'a gotowa. 


Mówię wam, więcej swagu to klucz do kinowego hitu nowego kina gangsterskiego.

Hurts - Blind
Szczerze przyznam, że kocham panów z Hurts, bo są fajni, mają fajne piosenki i jeszcze fajniejsze klipy. I fajne koncerty grają, o, gdyż są cudnie przegięci i teatralni (ale kwiatka ostatnio nie dostałam, taki smutek!). Więc w tym przypadku jestem mocno nieobiektywna. Każdy klip to jakaś, często dosyć pokręcona, historyjka. Tak jest i tym razem. O, proszę popatrzeć:

Dzieci won sprzed ekranów. Znowu. 

Historyjka nasza filmowa byłaby to historyjka o parze złodziei-ćpunów, z dosyć dużą ilością słów uważanych powszechnie za obraźliwe i scen rozbieranych, tudzież pełnych głębokiej głębi monologów głównego bohatera, które traktowałyby o świecie i kondycji ludzkiej. Ba, wykorzystywałyby co najmniej pięć teorii estetycznych i może coś z Nietzschego. Ewentualnie Schopenhauera. Tak, widzę bohatera jako fana germańskich filozofów. 
Ba, byłby to może nawet film drogi, z głębią przesłania (oczywiście egzystencjalnego). Nawet zostawiłabym Hutchcrafta w głównej roli, bo facet ma ewidentnie potrzebę, żeby grać, chociażby w klipach. Ale dopowiedziałabym coś jeszcze po zakończeniu, bo tak otwarte zostawić to wstyd.
Z pewnością okazałoby się, że wszystko jest imaginacją. 

3. Opowiem wam bajeczkę
Tutaj znajdą się klipy, które łatwo podsumować słowami wszystko jest imaginacją i nie dały mi się upchnąć w inne kategorie, bo były zwyczajnie za dziwne. Dostały więc własną. 

Rammstein - Sonne
Tutaj mamy nową, fajniejszą wersję Królewny śnieżki i siedmiu krasnoludków, wersję dla dorosłych z narkotykami i złą Śnieżką w tle. O, dokładnie tak to wygląda:


Nie widzę tego co prawda jako filmu dla dorosłych (won, czerwony kwadraciku, miazmacie i piwnico!), raczej jako pokręconą animację. Tim Burton mógłby się tym zająć. Totalnie to widzę, nakręcone dokładnie w tym samym stylu, co Gnijąca panna młoda. Ba, mógłby to by być nawet animowany horror-musical z muzyką typowo rammsteinową... How cool is that? 

30 seconds to Mars - From Yesterday
Tutaj poprawek byłoby niewiele, ot, rozbudować nieco historię, bo sam klip mi się podoba, jest taki ładny (ta scena ze szpalerem wojowników z flagami! Jaramsiębardzo) i taki dziwaczny jednocześnie:


Film widzę jako przeestetyzowaną i jeszcze mocniej pokręconą, bardziej niejasną i zdecydowanie bardziej creepy-oniryczną wersję crossoveru Mr. Nobody z Ostatnim Samurajem/nowszym filmem samurajskim. I w ogóle zrobiłabym to tak, żeby nie było dialogów. Kompletnie. Ani trochę. Ani pół dialogu nie byłoby. Tylko cisza, znaczące spojrzenia wymieniane między bohaterami, dużo scen walki i scen-symboli. 
Już widzę te sypiące się nagrody, te zachwyty na Sundance! 

4. Wyindywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu
Tym razem będzie o dwóch klipach, w których główną rolę gra samotny bohater i miasto. Jedno miasto. Czeska Praga. 

Linkin Park - Numb
Oto moi ulubieńcy z lat bardzo młodzieńczych (ach, miało się pokój obwieszony plakatami!). Nasi milusińscy popełnili klip w Pradze, który kompletnie nie zgrywa się z historią o szykanowanej nastolatce z problemami. Obrazki szkolne są rodem z amerykańskiego, filmowego hajskulu. I nie wiem, czy taka wizja, czy po prostu ignorancja. Widoczki są ładne, o, takie ładne:


... ale reszta raczej radośnie leży i tapla się w bólu istnienia, łącznie z tekstem piosenki i wokalistą, który sobie tę piosenkę nagrywa w kościele. 
W wersji pełnometrażowej pozbyłabym się wrażenia hajskulowatości, a zostawiła widoczki. I mroczną bohaterkę też bym zostawiła i jej mamusię nawet też. I zrobiłabym film nagrany tak, że wszyscy po piętnastu minutach mieliby dość zielonego filtru i smętnej, fortepianowej muzyki. Albo lepiej! Niech to będzie film czarno-biały, bo to teraz modne, hipsterskie. I z muzyką jazzową, koniecznie. Zachwyty na festiwalu w Gdyni gwarantowane.

Editors - Smokers outside the hospital doors
W tym klipie prawie wszystko jest ładne. Ładna jest Praga, ładna jest muzyka, ładny jest tekst, ładna jest dziewczynka, która w klipie gra, ładny jest jej szlafrok, ładny jest Tom... No, wszystko jest ładne. I film też byłby ładny. Gwarantuję i markuję, jakem Broz-Tito. A jak nie wierzycie, to obejrzyjcie:


Jeśli chodzi o filmową wersję naszej ładnej piosenki, to zdecydowanie rozbudowałabym background. W sensie opowiedziałabym, dlaczego nasza ładna bohaterka ucieka ze szpitala (który, bajdełejem, jest jedynym brzydkim miejscem w klipie) i w ogóle dlaczego tam jest. I więcej, więcej fortepianowej muzyki, więcej napięcia, więcej dramy! Albo nie. Dramy zostawmy tyle, ile jest, zróbmy nareszcie coś pozytywnego i ze szczęśliwym zakończeniem. Takim, jak ma klip, otwartym. 

5. Let me love you! 
A teraz, na finał, o dwóch klipach, które z powodzeniem mogłyby się zamienić na filmy o miłości. Wielkiej, romantycznej i po grób. Albo i nie. 

The Killers - When you were young
Klip sam w sobie opowiada historię o nieszczęśliwej miłości. I ma znowu ładne obrazki, ładne widoczki:


Całą historię naszych bohaterów w filmie rozbudowałabym o to, czego w klipie nie powiedziano, poukładałabym wydarzania jak bór przykazał, powiązała jakimiś scenami, które tworzyłyby już z istniejącymi związek przyczynowo-skutkowy. Miejsce akcji jak najbardziej też zostawiłabym w spokoju, ale być może rozbudowałabym o aspekt społeczny. Bądźmy choć raz poważni, prawda?

Carly Rae Jepsen - Call me maybe
Tutaj nasz klip też nie potrzebuje zbyt wielu poprawek. 



Ot, więcej nagich męskich klat, więcej drętwych scenek i żarcików-betonów (najlepiej o seksie, takich w stylu American Pie, tylko jeszcze głupszych), więcej odwołań do klasyków wideoklipów slash filmów dla młodzieży. Bo przecież byłby to film dla młodzieży. Więc może nawiązać do jakiejś sztuki Szekspira? Nie bawiłabym się też w żadne łzawe scenki, tylko postawiłabym na komedię pomyłek, ot, żeby wykorzystać potencjał ostatniej sceny w tym klipie. 



Ufff.... To by było na tyle mojego pleplania. Na pewno jest jeszcze milion innych klipów, które mogłyby się znaleźć w tym zestawieniu, ba, dałoby się pewnie stworzyć drugie tyle kategorii i wszyscy byliby zadowoleni. Chociaż mi się podoba tak, jak jest. 
W przyszłym tygodniu będzie notka o pewnej dosyć opkowej książce dla młodzieży. A potem opowiem wam o moich planach na październik, które są bardzo ambitne. 
Pozdrav,

3 komentarze:

  1. Nie wiem, dlaczego jest tu brak komentarzy, bardzo fajny wpis i bardzo wspolgra z moimi odczuciami :) Mogłabym ci podesłać jeszcze jeden klip, ale nie wiem, czy jest sens :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz podesłać, o klipach jeszcze będę pisać kiedyś, może się wpasuje w temat :)

      A co do komciów to też nie wiem, czemu ich tu ostatnio nie ma :D

      Usuń
  2. W tej grupie klipów o wojnie zabrakło mi Avrilki z jej "When you're gone", chociaż tej wojny jest mało, bo to jedynie króciutki "wątek" w teledysku.
    Za to Paramorsi z "Now" na pewno powinni tam swoje trzy grosze mieć. (och, wielbię ten zespół)

    OdpowiedzUsuń